czwartek, 17 stycznia 2013

Listopadowe koleje losu

Niedziela dzień dupny, pogodowo, okolicznościowo, ogólnie. Jednak plusem jest odkrycie czegoś, czego szukało się od dawna.
Porządnego industrialu!
W miejscu zapomnianym przez czas stoją same stare wagony kolejowe. Za wagonami kolejowymi stoją urywające się nagle stare tory kolejowe. Za starymi urywającymi się torami kolejowymi stoi stary, rozwalający się budynek. Obstawiam, że on także należał do kolei - świadczy o tym podobny stopień starzenia wyżej wymienionych.
To miejsce, gdzie żywej duszy z pewnością nie ma, a wieczorem (przy odpowiedniej pogodzie) nad torami i krzaczorami unosi się mgła. Gdzieś leży stary but, gdzieś tam być może leży stary człowiek. I może.















oh ah stadion!

Wcześniej cały szum wokół Stadionu Narodowego wisiał wokół mnie i powiewał, nie otumaniając mojej blond głowy oparami absurdu i konieczności pójścia tam. Okazja nadarzyła się niedawno, kiedy to wygrałam zaproszenie na Targi Podróżnicze - odbywające się właśnie na Stadionie Narodowym. Nawiązując do ostatniej ulewy, która zaskoczyła stadion przed meczem - jacyś młodzi zauważyli ze śmiechem, że dach w końcu zamknięty, jednak kałuża pozostała. True.
Mogę śmiało stwierdzić, że rzeczą bardziej interesującą od Kajaków, najnowocześniejszych nawigacji, wypasionych namiotów czy mnóstwa katalogów w stylu "do Tajlandii w tę i z powrotem za 7 tysi" był otwarty "taras", z widokiem na wnętrze Stadionu. Atmosfera panowała tam iście odpustowa - dzieci krzyczały, mamy je trzymały, panowie pstrykali zdjęcia całym rodzinom, dziennikarze potykali się o kable, a kolorystyka wnętrza Narodowego trochę rozbudzała panującą wokół nudę. Oto mała relacja z tegoż wydarzenia. Szału nie ma, jednak przedstawiam to, co jest.











niedziela, 18 listopada 2012

WROCLAW

Dopiero po tygodniu udało mi się w końcu skleić ten post. Jest w nim parę zdjęć pokazujących kilka ciekawych rzeczy, jakie zdołałam wyłapać w ciągu tych kilku godzin, kiedy jeszcze było jasno :) We Wrocku spędziliśmy pół doby, z czego jakieś 2 godziny we wspaniałej knajpie "Przedwojennej", gdzie obaliliśmy sporo powojennych trunków. Od tej pory wiem, że słodka Sofia podgrzewana w mikrofali może być dobra, co więcej - może być lekiem na całe zło !
Mocno ograniczeni czasem i własnymi możliwościami staraliśmy się zobaczyć jak najwięcej, podczas gdy Grzyb starał się zjeść jak najwięcej, z premedytacją żerując w autokarze  :D
Szczególnie podobała mi się strefa klubów, do której wejścia pilnował dwugłowy, zaopatrzony w jaskrawy strój Cerber (jego rola ograniczała się jednak do zakazu wpuszczania człowieków z napojami).
Chłopaki byli wielce zawiedzeni, że nie poszli do klubu ze striptizem, z kolei Rafał i Skowron cieszyli się z najlepszej miejscówki w Polskim Busie, dzięki której mieli piękny widok (była juz noc, ale kto by się przejmował szczegółami).
Mi natomiast udało mi się znaleźć jednego eurocenta pod siedzeniem. Dodam, że zgodnie z planem Placek po węgiersku w kolejnym mieście został odhaczony!
Trybem 7-12-7 (7 - podróż, 12 - zwiedzanie) zwiedziliśmy kolejny punkcik na mapie, a będzie ich jeszcze więcej!



























niedziela, 14 października 2012

Nówka Sztuka


Piękna sobota, popołudnie. 
Dwie piękne kobiety i dżentelmen wybrali się pięknym samochodem na proces odchamiania prosto na ulicę Pańską, prosto do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. 
Wycieczka jeszcze bardziej przyjemna, gdyż spontaniczna, była świetnym pomysłem (pisząc takie zdanie czuję powrót do przeszłości i pisania cholernie nudnych wypracować podstawówkowych :P) co mnie w sumie nie dziwi, bo zawsze mamy świetne pomysły.
Muzeum Sztuki Nowoczesnej zachwyciło przestrzennością i ilością różnych eksponatów, co na początku trochę rozpraszało moją uwagę. Nie będę tu prezentować szczegółów  (co tam jest, w jakiej ilości i w jakim celu), gdyż powinniście zobaczyć sami. 
Wyjawię ogólnie, że wystawa z pewnością będzie bliska Warszawiakom - możemy zobaczyć, jak reklamy zmieniały swoją formę i zagarniały przestrzeń itp. 

Jeśli ilość/wielkość reklam denerwowały Was wcześniej, po odwiedzinach w MSN będą  rzucać się w oczy i denerwować podwójnie. 
















piątek, 7 września 2012

Lampionikon, czyli wszyscy się starajo

Z bolącą od wiatru głową kleję posta by nie dawać Wam spokoju. Nie będzie także przecinków, dość z nimi!

Otóż po przyjemnym, choć zbyt gorzkim winie wypitym na wernisażu Tomasza Budzyńskiego jaki miał miejsce w mojej ulubionej Kordegardzie udaliśmy się pod most ( wino + most -- > wieje mi to "Grą w klasy" Cortazara) by odpalić lampion. Niestety odpalenie lampionu nie było takie proste jak jego zakup.

Zdarzały się przypadki:
przepalenia
przedziurawienia
upuszczenia
a także zwykłego spieprzenia roboty w inny sposób

Mimo fatalnych warunków atmosferycznych takich jak wiatr i brak dobrego alkoholu nasza czteroosobowa ekipa zdołała jeden lampion posłać do nieba. Odbyło się to dzięki uprzejmości stacjonującego obok młodzieńca (vel Mikołaj) który podarował nam swój lampion życząc przy okazji wesołych świąt.









Nasi zdolni monterzy - Skowron - z twarzą w lampionie,
Zator - z ręką na lampionie
Dariusz - ...