Wakacyjny horror, zaczęłabym właśnie tak:
Grupa przyjaciół wybrała się na wakacje poza sezonem wywczasowym Polaczków.
Z powodu oszczędności wybrali apartament położony kilka kilometrów od miasta. Czas tracili w sposób beztroski. Studenci nie wiedzieli, jaką cenę przyjdzie im za to zapłacić. W Euro.
SF
Chuda Zawadzka wraz z przyjaciółmi poleciała jakże komfortowym i przestronnym Ryanairem na tajemniczą wyspę pełną przystojnych bezpańskich Greków; bezpańskich, nieroznoszących chorób kotów oraz bezpańskich, darmowych drinków. Na miejscu dowiaduje się, że w okolicy panuje groźny wirus przemieniający ludzi w ouzo.
Jednak życie to nie film, co jest stwierdzeniem równie prawdziwym, jak i banalnym, dlatego też opis zgodny z prawdą będzie wyglądać tak:
Grupa przyjaciół wybrała się na zagraniczny urlop, odkładany już od kilku lat z powodu braku kasy, niezdecydowania i przyczyn losowych. Tym razem udało się, na co dowody zamieszczam poniżej. Tuż po kupieniu biletów tańczyliśmy greka zorbę (remiks z Youtube) i wrzucaliśmy sobie na Fejsie zdjęcie Jarosława Kreta, co nas z resztą bardzo śmieszyło (nie komentujmy tego szerzej).
Ambitnie obczajaliśmy zwroty grzecznościowe w języku greckim. Jednak nie każdego interesowały tak zwyczajne działy - Skowron, korzystając z tłumacza Google, wyszukała hasła "fajna dupa!" oraz "wstęp wolny", co zaspokoiło poziom jej satysfakcji :D Jednak przydatności tego zwrotu odmówić nie można.
W skrócie:
- Trafiliśmy na fragment plaży, na którym panowie bez skrępowania rozbierali się i pokazywali to, co mieli najlepszego. Im opadały gacie, przez co nam czasem opadały ręce.
- Odwiedzając najlepsze tawerny w Chani, bawiliśmy się w zbiorową Magdę Gessler. Zamawianych potraw było sporo, więc mieliśmy co degustować. Jednak znaczna różnica, jaka oddziela słynną restauratorkę od naszych skromnych szaleństw jest taka, że pożeraliśmy wszystko, co pojawiało się na naszym stole. A dzięki uprzejmości kelnerów pojawiało się dużo.
- Pod nami mieszkał pan Anglik z panią żoną, którą nazwaliśmy Marią Czubaszek, ze względu na znaczne podobieństwo. Jako Polaczki niemające zbyt wiele do czynienia z trudnymi, angielskimi akcentami, mieliśmy problemy z usłyszeniem i zrozumieniem tego, co facet mówił. Zostaliśmy przez niego określeni mianem "busy bunch", czego znaczenie musieliśmy sprawdzić w necie.
- Grecy (przynajmniej ci w Chani i jej okolicach) są naładowani testosteronem, ale także subtelnym wdziękiem. Tak więc Beatę i mnie bolały oczy. Oczywiście od słońca.
- Spotkaliśmy właściwie samych bardzo pomocnych i miłych ludzi. Zupełnie jak w Polsce!
- Zachwyciła nas darmowa degustacja domowej roboty raki (grecka rakija). Pani była tak uprzejma, że polała nam trzy kolejki. Po każdej z nich byliśmy coraz bardziej przekonani, że musimy kupić minimum jedną butelkę, co ją bardzo zdziwiło. Widocznie nie wiedziała, jakie stereotypy wiążą się z naszą narodowością. Kupiliśmy dwie litrowe. Naiwnie zapytała, czy zapakować na prezent.
- Wracając z miasta na nasze piękne zadupie zdaliśmy sobie sprawę, że nie posiadamy alkoholu. Teoretycznie wszystkie markety były już zamknięte od 20 minut. Jednak światło nadziei wciąż świeciło się w AB. Wbiegliśmy tam, spytaliśmy czy jeszcze można, z takim przerażeniem w oczach, że aż panie nas wpuściły i jeszcze spytały, czy mogą nam pomóc. Zapewne wyglądaliśmy jak katolik uzależniony od kiełbasy w Wielki Post.
Fujka fuj
Element wiochy na starym mieście
Zdolności do przytulania są u kotów wysoko rozwinięte, skoro potrafią wykorzystać nawet ścianę budynku i kawałek drzewa
Greckie plakaty stale zaskakiwały mnie poziomem finezji i wykonania
Z zainteresowaniem oglądaliśmy tradycyjne lokalne pamiątki
Najgorzej
Kreta z dupy strony, czyli więcej kontenerów, niż latarni
łupy
Labirynt Minotaura, wersja współczesna
Kolejna plakatowa perełka